Rok Szkolny 1959/60
W dniu 12 czerwca 1960r. dziewczęta z klas IV-VII brały udział w Olimpiadzie tańców ludowych w Opatówku. Na Olimpiadę zjechała się cała młodzież z powiatu kaliskiego. Olimpiada miała charakter bardzo uroczysty i miły. Do olimpiady przygotowywała dzieci naucz. J.Michałek.
Krzyk pierwszy. Patrząc na ginącą trawę na łąkach w Jasionce, nie mogłem zrozumieć, dlaczego nikt z powiatowych fachowców - rolników- nie wytłumaczył tamtejszym rolnikom: co, kiedy i jak trzeba robić, żeby utrzymać przy życiu, zaprowadzone wielkim kosztem i nakładem pracy na łąkach, nowe kultury. Dziś zaś ze spokojem i po wielkim namyśle stwierdzam: sami chłopi, bez pomocy fachowców, nie mogą dobrze gospodarować nowymi kulturami. Nie mogą, ponieważ nie są w stanie poznać całej obszernej wiedzy, związanej z gospodarka wodną, z prowadzeniem na łąkach różnych, odpowiednio szlachetnych traw. Skomplikowana to sprawa: pielęgnacja, nawożenie, biologia i fizjologia tych roślin. Tym musi zajmować się specjalista łąkarz. I to takiej klasy, który jak powie: "biało", to jest- bielusieńko, a "czarno", to robi się - noc na polu. Taki fachowiec zarobi na siebie w Jasionce, i to dobrze. Dobrze, ponieważ każdy chłop chętnie da z hektara np. po 300zł, jeśli będzie pewny, że rok w rok będzie zbierał z niego nie 40, a 80 kwintali wysokobiałkowego siana, wartości kilkunastu tysięcy złotych. A więc argonom może i powinien zarobić rocznie - minimum 36 tyś. złotych, chłopom zagwarantuje dochód, idący setki tysięcy czy w miliony złotych. Będzie więc wilk syty i owca cała.
Dziś zaś w dalszym ciągu mówię: chłopi w Tłokini nie dadzą sobie sami rady z sadownictwem, jagodnictwem, handlem, przetwórstwem i przechowywaniem owoców. Nie dadzą rady, bo wszyscy nie są w stanie zdobyć tej wiedzy, jakiej wymaga tego rodzaju produkcja rolnicza. To nie taka łatwa sprawa: walka z naturą drzewa, kształtowanie wielkości i ograniczenia ilości owoców, ze szkodnikami: owadami, pleśnią, grzybami i wirusami. Tu musi się znać nie tylko proste rzeczy z botaniki, ale i zawiłe historie z zakresu fizjologii, anatomii i morfologii owadów, chemię, biologię i jeszcze wiele innych rzeczy. W Tłokini jest praca dla fachowców, jest i miejsce, gdzie ci dobrzy specjaliści powinni zarabiać przynajmniej po 3 tysiące złotych miesięcznie. Ja wiem, że tego jeszcze nie rozumieją wszyscy chłopi w Tłokini. Nie wiem jednak, czy wolno nam czekać, czy stać ich i nas na to czekanie, aż zrozumieją? Mamy podobno w kraju około 60 tysięcy agronomów - ze średnim i wyższym wykształceniem. Z tego, jestem pewien, tylko kilka tysięcy fachowców pracuje bezpośrednio w produkcji (mam na myśli tych, którzy pracują w PGR /Państwowe Gospodarstwa Rolne/, instytutach i zakładach naukowo- badawczych). Reszta naszych fachowców rolników nie zajmuje się bezpośrednio produkcją rolnicza i co gorzej, absolutnie nie odpowiada za jej wyniki. Ta właśnie reszta fachowców może i powinna znaleźć się na każdej wsi, żeby organizować i planować produkcję bezpośrednio. "Obrazek drugi. Wieś Tłokini, w powiecie Kalisz, jest znana na okolicę z rozwiniętego sadownictwa i krzewów jagodowych. Patrząc z piętrowego budynku, stojącego za wsią na pagórku, widziałem pierwszy raz w życiu - wieś w lesie sadowniczym. Po sadach w Tłokini chodziłem z prezesem Kółka Rolniczego. Obaj więc oglądaliśmy w niektórych sadach drzewa, których korony zdziczały z braku fachowej pielęgnacji, zdrobniały owoc łamiący gałęzie, porażone "jakąś zarazą" maliny, poskręcane przez wirusy truskawki i rozwijające się grzyby na owocach. Przyglądając się temu wszystkiemu, słuchałem ze zgrozą, jak to "trześniówka od sąsiadów zniszczyła latość czereśnie przy granicy" , jak to kiepsko owocują niektóre drzewa, że "maliny trzeba będzie wycinać", bo się "nie opłaca skórka za wyprawkę". O POMSTWĘ DO BOGÓW ROLNICTWA Tak jest. Mówię bez żartów, że trzeba krzyczeć w niebogłosy o pomstę do bogów rolnictwa za to, że w naszej gospodarce marnują się dobra społeczne.